Odessa – fotografia podróżnicza

Odessa. Miasto z krótką historią. Dawniej na tych terenach przebywali wędrowni myśliwi, później wybrzeże skolonizowali starożytni Grecy, a w średniowieczu Genueńczycy. Później, w wyniku rozmaitych wojen, miasto znalazło się w granicach Wielkiego Księstwa Litewskiego. Władysław Jagiełło i książę Witold rozbudowali tutejszy zamek nazywany Chadżybej. Niestety, osada została przejęta przez Chanat Krymski i Turków. Wreszcie miasto zajęli Rosjanie. W 1795 roku caryca Katarzyna wybudowała tutaj port. Wtedy też po raz pierwszy pojawiła się nazwa Odessa.

Potem rozwój spowolnił, caryca umarła i na ponowny rozkwit trzeba było czekać do objęcia rządów przez cara Aleksandra. Na jego polecenie, do Odessy przyjechał francuski zarządca, książę Armand Richelieu. Do miasta zaczęli napływać kupcy i wkrótce port nad Morzem Czarnym stał się największym skupiskiem ludności Imperium Rosyjskiego. Wszystko się zatrzymało w trakcie I wojny światowej, potem była klęska wielkiego głodu, II wojna światowa i inne nieszczęścia.

Fajnym miejscom i fajnym osobom często nie jest fajnie.

Mój pierwszy dzień w tym mieście zaczął się od podróży marszrutką, której kierowca przewiózł mnie kilka kilometrów do centrum miasta. Łańcuszek z krzyżykiem zawieszony na lusterku wdzięcznie podskakiwał na każdym wyboju. Na środku deski rozdzielczej miał przyklejone trzy Matki Boskie obok proporczyków, całkiem podobnych do tych, które zbierałem w dzieciństwie. W centrum 31709 kroków i uśmiech zachwytu często pojawiający się na ustach. Zmęczenie pomieszane z podekscytowaniem. Jest coś mrocznego w tym mieście, ale ma też sporą dawkę liryzmu. Zawsze tak mówię o miejscach, które są tak pięknie brzydkie. Wszędzie język, którego nie rozumiem i znaki, których nie potrafię odczytać. Dużo ciekawych osobowości jak chłopak w przykrótkich dzwonach, bordowych adidasach, czarnym skórzanym płaszczu i kowbojskim kapeluszu, wdzięcznie podskakujący w rytm sobie tylko znanej melodii. Zainspirował mnie na tyle, że przeszedłem za nim kilka przecznic ciesząc się jego radością. Melodia ulicy rozbrzmiewała niskimi dźwiękami saksofonu, później trąbka w średnim rejestrze, dołączają skrzypce, akordeon i operowy wokal. W odeskiej operze grają Rigoletto.

Wieczorny szampan „Odessa” z hukiem wita mi w swoich podwojach.

Zapraszam Was do obejrzenia mojej opowieści odeskiej.

 



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Shares